piątek, 18 października 2013

4. Corridor

"Nie każdy błądzi, kto wędruje. "
~ J.R.R Tolkien 

*Nathalie*

         - Dobra, Jezu - Mruknęła Nathalie. Michelle chyba jednak nad sobą nie zapanowała, ze złości popchnęła dziewczynę na meblościankę.
- Pogięło Cię? - Wrzasnęła. Michelle spojrzała na nią trochę wystraszona, jej oddech stał się płytki.
- Przepraszam - Rzuciła cichutko. Druga dziewczyna ostrożnie podniosła się z podłogi, rozmasowując udo, w które uderzyła się o kant. Spojrzała wściekle na Chelle. Odwróciła się, z zamiarem wyjścia, kiedy zobaczyła nie wielką szparę za meblościanką.
- Co to? Coś tam jest? jakieś przejście? - Mruknęła - Odsuńmy to.
- Nie - Odparła ta druga - Nie wiem co to jest. Zostawmy to.
Jednak Nate jej nie posłuchała. Podeszła i z trudem jeszcze trochę odsunęła szafkę.
          Korytarz. Wąski, ciemny korytarz za szafką na książki. Co inni zrobili by na jej miejscu? Zaczęli panikować, pobiegli by szukać pomocy, cokolwiek, byleby tam nie wchodzić, bo to może być coś jak niebezpieczny bunkier kosmitów? Nie, nie zastanawiała się długo, weszła powoli do środka.
- Co ty wyprawiasz? - Powiedziała cicho Michelle, gestykulując rękami ze zdenerwowania. A może podekscytowania?
- Chcę zobaczyć, dokąd prowadzi.
- Wracaj, natychmiast!
Ale tego Nathalie już nie usłyszała. Po omacku powoli szła przed siebie, dotykając dłońmi zimnych ścian. Michelle wpatrywała się niepewnie w ciemność.
- Zwariowała - Szepnęła do siebie.
- Hej! - Niższa dosłownie wyskoczyła przed nią.
- Jezu - Delikatnie podskoczyła, łapiąc się za serce.
- Tam coś jest. Coś drewnianego. Chodź ze mną! - Powiedziała podekscytowana.
- Nie. To niedorzeczne. Co to w ogóle ma być? Skąd to się tu wzięło?!
Nathalie uniosła wzrok ku górze.
- Tylko zobaczymy co jest na końcu. I wrócimy. I sobie pójdę.
Michelle spojrzała na nią jak na uciekinierkę z domu wariatów. Jednak... intrygował ją korytarz. Niepewnie podeszła do szafki, po czym wyciągnęła z jednej z małych szuflad niewielką latarkę. Zaświeciła ją, i weszła do środka. Niższa blondynka delikatnie się uśmiechnęła, i ruszyła za nią, jednak zaraz się zatrzymała.
- Idziesz? - Spytała Michelle, nie odwracając się do niej.
- Tak - Usłyszała w odpowiedzi.
Nathalie, chyba wcale nie myśląc, najciszej jak potrafiła, przesunęła szafkę tak, by znów ukryć tajemniczy korytarz. Sama nie wiedziała, po co tak właściwie to zrobiła. Chyba po prostu nie chciała, żeby ktoś ruszył za nimi. Szybko podeszła do swej towarzyszki.
- Widzisz? - Szepnęła niższa, po czym zapukała delikatnie w coś drewnianego.
- Kolejna szafka? Co to ma być? - Odparła wyższa, świecąc na owy przedmiot.
- Odsuńmy to - Zaproponowała Nathalie.
- Jesteś pewna? - Odpowiedziała niepewnie Chelle. W odpowiedzi druga tylko pokiwała głową. Latarkę położyła na betonowej podłodze. Odsuwanie szło opornie, ale we dwie dały radę. Zdołały jednak przesunąć ją tylko na tyle, żeby jako tako udało im się przecisnąć. Rozglądnęły się niepewnie.
- Wiesz... tu chyba ktoś mieszka. Chyba ktoś mały, sądząc po tym niewielkim łóżku. I ogólnie po całym tym domku. Prawie dotykasz głową sufitu - Powiedziała najciszej jak potrafiła, Nate.
- Zupełnie jak domek... Hobbita - Odrzekła tak samo cicho jej towarzyszka.
- A co jeśli... Nie. Nie nie nie nie. - Mówiła wyższa blondynka - To niemożliwe. To nam się śni. Albo lepiej! To głupi żart.
- Ale o co Ci chodzi... Ah. Twierdzisz, iż jesteśmy w domu jakiegoś niziołka - Stwierdziła po prostu druga.
Powtórzyła sobie to zdanie w myślach. I jeszcze raz. I jeszcze. I kolejny. To wydało jej się absurdalne. Głupie, dziecinne. Ale przeraziła się nieco. Nie wiedziała co ze sobą zrobić. Jak na to zareagować. Od zawsze wydawało jej się, że takie rzeczy dzieją się tylko w opowiadaniach. Na pewno nie w rzeczywistym, szarym, znanym jej życiu. Ale kto... kto zrobił by jej taki kawał? To byłaby jej szansa, gdyby okazała się prawdą. Zostałaby tu, na zawsze. Czuła napływającą ekscytację, zawsze chciała tu trafić. Czuła się zarazem szczęśliwa, przestraszona, zdziwiona i zachwycona. Myśli zaczęły jej się plątać. Michelle tępo wpatrywała się w ścianę, również zamyślona. Wystraszyły się nieco, kiedy usłyszały czyjeś rozmowy, zapewne w sąsiednim pokoju.
          Niższa powoli podeszła do swej towarzyszki, i powiedziała jej do ucha, żeby ruszyła za nią.
- Lepiej wracajmy - Pisnęła Chelle.
- Nie stracę zapewne jednej jedynej okazji - Odparła.
Weszły do przedpokoju, po czym powolutku, idąc przy ścianie, zatrzymały się przed wejściem do kuchni. Wychyliły się delikatnie, przyglądając się wszystkim obecnym. Od razu rozpoznały Gandalfa i Thorin'a. Siedzieli do nich tyłem.
- Ejże, kto to?! - Wrzasnął Fíli, od razu podnosząc się z miejsca. Wskazał miejsce, gdzie stały dziewczęta.
- Wyjdźmy, pokażmy się, szybciej, bo nas zabiją - Wymamrotała spanikowana Nathalie - Weszły do pokoju, z rękami do góry.
- Spokojnie, nie jesteśmy niebezpieczne! - Uniosła się Michelle. Obie dziewczyny delikatnie się garbiły, jako że brakowało kilku milimetrów, żeby dosięgły głowami sufitu. Ich uczucia w tym momencie były nie do opisania. Zafascynowanie i szok. Gandalf i Thorin natychmiast się odwrócili, mierząc je wzrokiem. Przed nich szybko wyszedł zrezygnowany Bilbo, mówiąc do siebie;
- Doprawdy? Panie wybaczą, ale skąd panienki się tu wzięły? Należycie do tejże załogi? - Wypowiadając ostatnie zdanie spojrzał na kompanię, wyczekując odpowiedzi z ich strony.
- Jasne, jasne, każdy może tak powiedzieć! Skąd żeście się tu wzięły? Kim jesteście? - Krasnoludy przekrzykiwały same siebie.
- Elfy? - Kontynuował Bilbo, lecz słabo go było słychać. 
- To szpiedzy! - Krzyknął któryś z krasnoludów. Kompania natychmiast podniosła się ze swoich miejsc.
- Cisza! - Zagrzmiał Gandalf. Czarodziej uważnie, z poważną miną wpatrywał się w dwóch nowych gości. Były dość dziwnie ubrane. Wrzaski krasnoludów niechętnie przeistoczyły się w pomruki niezadowolenia.
- Skąd się tu wzięłyście, panienki? - Zapytał Gandalf.
- Eeee... Jakby to ująć...
"Oh, to nic szczególnego, po prostu wyszłyśmy z magicznego portalu, zza szafki na książki" - Pomyślała Michelle.
- Można powiedzieć, że przeszłyśmy przez coś w stylu... portalu. Odsunęłyśmy szafki i szłyśmy korytarzem - Skończyła wyjaśniać Nathalie - No... i w końcu... w końcu znalazłyśmy się tutaj. Wiem... wiem, że brzmi to głupio i niewiarygodnie, ale tak naprawdę było! - Spojrzała w oczy czarodzieja z nadzieją, że jej uwierzy. Michelle za ten czas, dalej w lekkim stanie osłupienia przyglądała się pozostałym. Starała się poprawnie odgadnąć który jest który. Starała się kojarzyć, z wyglądem, jaki był opisany w książce. Nieco rozbawiła ją fryzura najprawdopodobniej Nori'ego, zabawna czapka Bifura. O! Wyglądał dość... przyjaźnie. Najbardziej jednak zaintrygowały ją poważne rysy Thorina. Był w czołówce osób, których od zawsze pragnęła poznać. Wtem ujrzała obok niego na stole mapę i klucz. Musieli zatem rozmawiać, o wyprawie do  Ereboru. Z rozmyśleń wytrąciło ją parsknięcie Bilba.
- Cóż to za głupoty opowiadacie! I żeby tak zupełnie bez pukania wchodzić! - Obruszył się.
- Ale my nie kłamiemy! - Uniosła się Nathalie, patrząc z powagą na czarodzieja - Proszę spytać nas o cokolwiek. Wiemy o was wszystko - Mówiąc to spojrzała na Michelle, która potwierdziła słowa znajomej. Wciąż tkwiła w dziwnym stanie, jakby była we śnie.
- A skąd, jeśli można wiedzieć? - Spytał poważnie Thorin.
- Otóż to... To taka dziwna sprawa... Że... wy jesteście z książki - Te słowa chyba za bardzo nie rozjaśniły umysłów krasnoludów - W naszym świecie, jest książka, w której są opisane wasze dzieje. Między innymi, oczywiście. Książki o dziejach całego Śródziemia. Wiemy wszystko - Starała się mówić wiarygodnie, choć problem sprawiało jej tworzenie logicznych zdań, nie miała pojęcia jak im to wytłumaczyć, bo... Na ich miejscu sama by sobie nie uwierzyła. Gandalf przyglądał im się w ciszy przez dłuższą chwilę, zastanawiał się.
- W Ereborze - Zaczęła Michelle - Zasiedlił się Smaug Złoty, przyciągnięty rządzą skarbów. Elfy z Mrocznej Puszczy nie przybyły na pomoc. Krasnoludy wyniosły się. 
- A ty - Kontynuowała, jak gdyby była w transie, zwracając się do Thorina - Dziś spytałeś Bilba, czy woli topór, czy miecz.
- Bzdury gadasz, podsłuchiwałyście, i tyle! - Rzucił któryś z krasnoludów - Nie, nie, na pewno są szpiegami, oni wiedzą takie rzeczy! - Dorzucił inny.
- Gandalf Szary dostał klucz od Thráin'a. Powiem wszystko, cokolwiek. Ona nie kłamie.
- Chcę - Spojrzała na Nathalie - Chcemy - Sprostowała - Bynajmniej prosimy, chcemy należeć do twej kompani. To nasze marzenie - Mówiła cicho, jak gdyby się czegoś bała. Nie wiedziała, czy uwierzyli. Bynajmniej miała taką maluśką nadzieję.
- Nie - Odparł - Nie potraficie walczyć. Zginiecie przy pierwszej lepszej okazji. Nie twierdzę, że wam wierzę, ale po prostu wracajcie tam skąd przyszłyście, to nie miejsce dla was.
- Nie wiecie... - Pod wpływem ostrego spojrzenia Chelle, Nathalie urwała w połowie zdania.
- Pokażcie mi to miejsce - Rzekł Gandalf. Widać było po nim, że jest zaintrygowany całą tą zaistniałą sytuacją.  Krasnoludy chciały podążyć za nimi, lecz gestem ręki powstrzymał ich syn Thráin'a, zatem ruszył tylko Bilbo. Zaprowadziły ich więc, jednak za meblościanką nie znalazły nic, żadnego przejścia, co było dla czarodzieja i gospodarza domu jeszcze większym dowodem na to, że ów panny po prostu kłamią, choć nie mieli pojęcia jaki był ku temu cel, i jaki miałyby mieć z tego zysk.
- Proszę o wyjście - Rzekł Bilbo. Gandalf, najwidoczniej rozczarowany, spojrzał po nich z goryczą, po czym odprowadził do drzwi. Następnie zamykając je za nimi, powrócił bardzo zdziwiony całym tym niecodziennym zajściem, do krasnoludów.
- I co teraz - Szepnęła Nathalie, drżąc z zimna. Rozglądała się niepewnie, wychodząc przez furtkę - To Shire, widzisz? Czy to sen?! - Spytała głośniej łapiąc towarzyszkę za ramiona. Samotna łza spłynęła jej po policzku. Sama nie wiedziała czemu, czy to ze szczęścia, czy strachu, co zrobią tutaj zupełnie same, skoro nie mogą wrócić do domu.
- To moja droga, raczej nie jest sen - Odparła wyższa - Co my zrobimy? - Spytała słabo.
- Choć - Wykrztusiła Nate - Choć - Pociągnęła ją za łokieć.
          Nie miały pojęcia dokąd idą, a bały się. Bały się zupełnej ciemnoty, nocy w tak mogłoby się zdawać znanej im krainie. Nie zaszły daleko. Przedarły się przez niewielki poletko najprawdopodobniej żyta. Nathalie zerwała jedną łodyżkę, bawiąc się nią, obrywając kawałek po kawałku, przestając w tym momencie iść ostrożnie, robiła zatem większy hałas.
- Oh, cicho! - Wycedziła Chelle przez zęby - Patrz, wydaje mi się, że tam jest jakaś szopa. Dobre i tyle, gdzieś przecież spać musimy.
- A co dalej?
- Nie wiem. Jezu, nie wiem. Myślmy o tej chwili, dobrze? Nie chcę się nad tym teraz zastanawiać. Cieszę się, nawet nie wiesz jak bardzo, nawet pomimo twojej obecności, ale jestem też przerażona.
- Teraz, moja droga Michelle, jesteśmy zdane tylko na siebie. Więc raczej będziemy musiały znosić swoje wzajemne towarzystwo, przykro mi - Na jej twarz wstąpił delikatny grymas. Podeszły do rozwalającej się, prostej altany. Zawiasy drzwi były przerdzewiałe i z trudem się otworzyły. Szopa była mała i pełno było w niej pająków. O jedna ze ścian była oparta stara kosa.
- To pewnie służyło kiedyś jako pomieszczenie do przechowywania jakichś narzędzi rolniczych - Powiedziała Michelle.
- No nic to - Westchnęła Nathalie, po czym powoli usiadła i oparła głowę o ścianę - Oby się nie zawaliło.
- Nie kracz - Odparła Chelle, i przekręciła się na bok. Dziewczęta nocy praktycznie nie przespały, ciągle budziły je nawet najcichsze szmery z zewnątrz. Z szopy wyszły wcześnie rano, stwierdzając wcześniej, że najpewniej już nie zasną. Słońce właśnie wyłaniało się zza horyzontu. Powietrze było rześkie, na niebie nie było żadnych chmur, trawa była mokra od porannej rosy. Nathalie uniosła ręce do góry i przeciągnęła się.
- Moje plecy! Porażka.
- Co tam plecy, ja się cieszę, że te robale to to nas nie pożarły żywcem, jak żeśmy spały - Opowiedziała ta druga.
- Ty w ogóle spałaś?
- Nie. Oka nie zmrużyłam.
- Ja też nie. Jestem głodna, cholera jasna. Ale nie czas na jedzenie, wiem.
- I co teraz Nathalie, znów masz jakiś genialny plan? Co zamierzasz zrobić? Zginiemy tu, nie poradzimy sobie, napewno nie same.
- Znajdźmy kompanię, musimy jakoś ich przekonać. Nie odpuszczajmy tak łatwo. Nie wmówisz mi, że nigdy nie chciałaś tu trafić - Odparła. W odpowiedzi Michelle westchnęła, i dorzuciła:
- Masz rację, ale oni po prostu nam nie wierzą, jak zamierzasz ich przekonać?
- No... Użyjemy naszej siły perswazji i... Jakoś to będzie.
- Jakoś Nathalie, jakoś. Już się wczoraj poznałam na tej twojej "siłę perswazji" - Wypowiadając ostatnie słowa, zrobiła w powietrzu cudzysłów.
- Ja dalej nie wierzę, że tu jestem. Najpiękniejszy z wszystkich snów - Mruknęła Nate.
- Miło, że mnie słuchasz. A powiedz mi jeszcze, jak zamierzasz ich znaleźć? Pewnie już sobie szarżują na kucach, daleko stąd.
- I tutaj musimy liczyć na szczęście.
- Bardzo mądre - Odparła Chelle sarkastycznie - Chodźmy.
          Wydawało im się, że szwędają się po lesie już dobre kilka godzin. Właściwie to szły już ponad półtorej godziny. Michelle szła pierwsza, szybkim krokiem, zaś jej towarzyszka kilka metrów dalej, za nią. W pewnym momencie wyższa blondynka usłyszała, jak coś rusza się w krzakach, zaraz potem cichy pisk. Odwróciła się natychmiast. Zobaczyła swą towarzyszkę, stojącą nieopodal. Wyglądała na przerażoną. Szybko do niej podbiegła.
- Co się stało? - Spytała spokojnie.
 Nathalie wskazała palcem na zwłoki leżące przy krzakach.
- Potknęłam się o niego - Pisnęła.
- Hmm. Nie żyje co najmniej od wczoraj. Nie słyszałaś nic w nocy?
Towarzyszka pokręciła przecząco głową.
- Myślisz, ze ktoś go zabił? - Spytała Michelle.
- Myślę, że ta wystająca strzała, mówi sama za siebie - Odparła, odchylając delikatnie jedną gałąź.
- Kto mógł go zabić?
- Myślę, że jacyś zwykli rabusie.
Dziewczyny delikatnie się przeraziły, kiedy nagle usłyszały nieco dalej, za kolejnym, nieco większym skupiskiem krzaków, ciche rżenie i tupanie. Powoli podeszły do tego miejsca. Żołądki zacisnęły im się w ciasne supły. Mimo tego, ze starały się ostrożnie odsunąć gałęzie, i tak pokaleczyły ręce. Ujrzały tam dwa konie. Jeden leżał, miał poranione nogi, kawałek sznura, który pewnie służył za prostą uprząż, był strasznie zaplątany w krzewach. Drugi był wolny. Zdziwiło je to, że po prostu gdzieś nie odszedł. Zapewne ogier, jak zdążyły stwierdzić, po prostu postanowił nie opuszczać swej towarzyszki. Klacz była niezwykle urodziwa, miała niespotykaną maść, ogier zaś, był dumny i dostojny. Cudowny fryzyjczyk.
- Zupełnie jak rycerz, pozostał przy niej. Musimy je zabrać, Nathalie. Mogą się przydać - Niższa pokiwała pokornie głową. Męczyły się kilka minut, przy rozplątywaniu sznurka, jednak w końcu się udało. Nathalie sprawnie wykorzystała kilka poprzerywanych części, robiąc z nich prowizoryczne uzdy. Dziewczyny starały się delikatnie popchać klacz, by skłonić ją do wstania. Spokojnym głosem zachęcająco mówiły: "No dalej mała, wstawaj". Nareszcie, dzielnie się podniosła. Spojrzała z wdzięcznością na dziewczyny, i pozwoliła założyć sobie ogłowie.
- Wiesz, nie jestem pewna, czy to dobry pomysł. Nigdy nie jeździłam, a jak spadnę? A ten koń... On jest wielki.
- Dasz radę, ją kiedyś jeździłam. Pokażę Ci jak, to nic trudnego - Odparła Nathalie. Poczuła się... Dziwnie. Czyżby polubiła Michelle? Pomogła jej wsiąść na Knight'a, tak go ochrzciły, potem zaś sama wdrapała się na grzbiet Sorcress. Powoli ruszyły, zwracając uwagę na Chelle, i na poranione nogi klaczy.
______________________________
Bardzo proszę o szczere komentarze, przepraszam za opóźnienie, ale szkoła i te sprawy, masakra :c

5 komentarzy:

  1. Ogólnie rozdział bardzo mi podoba,choć trochę za mało akcji.Kłótnie między dziewczynami są nawet zabawny,choć widać że się tak naprawdę lubią. Za bardzo ,,upraszczacie" tematyke,wiec mam nadzieje że następny rozdział będzie bardziej naładowany emocjami. A poza tym wszystko jest na swoim miejscu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne. Strasznie mi się podoba ta akacja, bardzo ciekawie się zrobiło, najlepsze opowiadanie jakie do tej pory czytałam :) Czekam na następne rozdziały! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Bynajmniej- stosuje się do zaprzeczeń, używałaś tego słowa w złym kontekście. Było jeszcze kilka mniej znaczących błędów i powtórzeń, po za tym trochę za mało się działo, przydałoby się więcej akcji. A ogólnie fajnie, czekam na dalszy ciąg. I zapraszam na mojego bloga.:)

    OdpowiedzUsuń
  4. - Choć - Wykrztusiła Nate - Choć - Pociągnęła ją za łokieć.
    "Choć" znaczy "chociaż". c; Powinnaś napisać "chodź", ale nie martw się- dużo osób popełnia ten błąd.
    Poza tym te zwłoki... Myślałam, że to jakieś zwierze, bo nawet nie napisałaś, że to człowiek. ;D
    Ale ogółem bardzo fajne.
    yer-fior.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń